Był kwiecień 2016 roku. Spotkanie uczestników nowo powołanej grupy rowerowej zgromadziło sześć osób. Wśród nich znajdował się dużo od nas starszy kolega jeżdżący na elektrycznym rowerze. Tak zaczęła się nasza znajomość ze Stasiem Halskim. Wkrótce okazało się, że mamy do czynienia z prawdziwym pasjonatem. Stasiu jeździł na rowerze od dzieciństwa czyli od czasów przedwojennych. W naszych późniejszych rozmowach dowiedzieliśmy się jak skonstruował swój rower kiedy jeszcze nie miał możliwości go kupić a także o licznych wycieczkach i rajdach rowerowych po Polsce, które skrupulatnie opisał w swojej kronice. Jego precyzja i dokładność wynikała z tego, że wykonywał dość rzadki ale jakże kiedyś potrzebny zawód zegarmistrza.
Dużo jeździliśmy razem a kiedy nie organizowaliśmy wycieczek wybierał się do Wapienicy ze swoim kolegą. Ilością przejechanych kilometrów zawsze nam imponował, przewyższała ona wielokrotnie nasze „przebiegi”. Zawsze miły, życzliwy, pomocny, uśmiechnięty, łagodny – był naszym prawdziwym opiekunem – Tatą. Mijając mnie pod górkę na swoim „elektryku” zawsze mówił – Teresa, więcej pary!
Cechowała Go niespotykana już dziś galanteria i uprzejmość, pamiętał o naszych imieninach i innych rocznicach.
Osobnym rozdziałem był Jego dom, ciepły, uroczy, taki swojski.
Przychodziliśmy do niego aby uczcić kolejną rocznicę Jego urodzin albo planować wycieczki lub po prostu pogadać – skarżył się bowiem, że jest samotny. Zawsze był starannie przygotowany, gorąca herbatka, coś słodkiego, kieliszek dobrego wina, jakże będzie nam brakowało tych spotkań !
Z czasem, jak nasza rowerowa rodzina powiększyła się zaczęliśmy się spotykać w „Harnasiu” na bulwarach Straceńskich.
Cechowało Go subtelne poczucie humoru – na naszą propozycję dalszych wyjazdów odpowiadał, że dziękuje za zaproszenie ale nie chce przerażać swojej rodziny. Doskonale zdawał sobie sprawę z postępujących ograniczeń zdrowotnych , do niedosłuchu dołączyły się w ostatnim czasie problemy z oczami.
Jest przykładem naprawdę aktywnego seniora, ciągle w ruchu, na świeżym powietrzu, mówił nam też, że regularnie pije nalewkę czosnkową. Do ostatnich chwil swojego życia był samodzielny co stanowi dla nas wzór do naśladowania.
Kochaliśmy Go bardzo, na pogrzebie nawet najtwardsi koledzy – sportowcy , pożeracze kilometrów mieli łzy w oczach.
A nasz Stasiu już sobie jeździ po niebieskich szlakach, żegnaj, nasz kochany Tato.
Teresa